środa, 14 lipca 2010

Dawid Garedża i przygoda w stepie

Rano oddajemy klucze i z plecakami na plecach schodzimy do autobusu (bilet 0,40 GEL). Przesiadka w metro i jesteśmy na stacji Didube. Teraz tylko poszukać marszrutki. Zaczepia nas sympatyczna Gruzinka pytając czy szukamy noclegu. Nie, szukamy marszrutki. Podchodzi do nas taksówkarz i oferuje, że zawiezie nas do Dawid Garedża, poczeka na nas i zawiezie do Signagi za 120 GEL czyli po 30 GEL. Bez przesiadek, bez noszenia bagaży, czyli OK, pakujemy plecaki do bagażnika i jedziemy. Oj, nie było blisko. 

Jedziemy przez step, krajobrazy niesamowite. Dawid Garedża – kompleks monastyrów. Przed monastyrem spotykamy Polaków, krótka rozmowa, wymiana informacji. Wchodzimy. Mnichów nie widać, „oprowadza” nas chłopaczek, który mówi tylko po gruzińsku, czyli otwiera nam drzwi i ucisza, żebyśmy głośno nie rozmawiały. Kilka zdjęć i po 20 min. wychodzimy. Gdzieś przeczytałyśmy, ze zwiedzanie trwa 2 godziny, taksówkarz też miał na nas czekać 2 godziny. Obok sklepu z pamiątkami widzę ścieżkę w górę. Dziewczyny idą na kawę do naszego taksówkarza a ja idę pod górę. Wchodzę powyżej monastyru, roztacza się piękny widok na okoliczne wzgórza. Dzwonie do dziewczyn i czekam na nie. Powyżej monastyru, w skale widzimy jaskinię, do której, z drugiej strony góry, schodzą ludzie. Nie idziemy ścieżką w górę tylko schodzimy i ścieżką wzdłuż muru monastyru idziemy do jaskini. Teraz wiem, że to jest źródło Łzy Dawida – „w skale wykuto kanały i zbiorniki służące do gromadzenia wody. "Łzy Dawida" - jedyne źródło, dzięki któremu pierwsi pustelnicy gasili pragnienie, stało się relikwią”. 











Schodzimy do taksówki, teraz ja dostaję kawę - zimną i słodką – mniam. Kupujemy jeszcze drobne pamiątki i odjeżdżamy. Taksówkarz, w rozmowie z innym taksówkarzem, dowiedział się, ze do Signagi jest inna krótsza droga i nią pojedziemy. Ok., dla nas to nie problem. Okazało się, ze zabłądziliśmy. Nasz taksówkarz zdenerwowany, my zachwycone przejażdżką przez step. Jedziemy przez łąki i tabuny wystraszonych koników polnych skaczą na nasz samochód. Drogi żadnej, tylko koleiny wyjeżdżone, pojawia się asfalt, ale taki powybijany, pełno dołów, jedziemy w kierunku gdzie… droga się urywa. Brak drogi i jakiegokolwiek mostu, przejeżdżamy rzekę w bród, bo wody też nie ma :) Zatrzymujemy się przy jakiś budynkach (stare kołchozy czy coś w tym stylu), ludzie nie potrafią nam pomóc i wytłumaczyć jak dojechać do Tbilisi. Wracamy do miejsca, gdzie skręciliśmy „na skrót” i wracamy tak jak przyjechaliśmy, koniec przygody :) 

Dojeżdżamy do Signagi wieczorem. Mamy z internetu namiar na nocleg, ale… Nasz kierowca rozmawia z taksówkarzem z Signagi, ten dzwoni… i przychodzi do nas pani Maia. Jeden nocleg? Ok., mamy nocleg za 25 GEL ze śniadaniem. Taksówkarz zawozi nas do domu na ul. Św. Georgij. Pokoje w domu jednorodzinnym, oprócz nas jest jeszcze para Anglików. Wychodzimy na balkon i przepiękny widok na dolinę Alazani. 

Zapytałyśmy panią Maie, gdzie można zjeść i napić się domowego wina. Zaprowadziła nas do restauracji swoich znajomych, a od innych przyniosła nam wino. Zamówiłyśmy bakłażany z nadzieniem orzechowym, szaszłyk, sałatkę z pomidorów i ogórków oraz chinkali. Wszystko mniam i wyszło po 7 GEL na głowę, a do tego pyszne damaszne wino, czerwone :). 

Najedzone idziemy zwiedzać ulubione przez Sakaszwiliego miasteczko. Miasteczko jest pięknie odnowione, jak nam powiedziano jest to miasteczko miłości. Nadaje się na romantyczną podróż. Zaczyna padać, zaczyna lać, biegniemy do domu. Zatrzymuje się koło nas taksówkarz, który zadzwonił do Mai, i zawozi nas do domu, nie chce abyśmy płaciły. Podejmujemy decyzję, zostajemy tu jeszcze jeden dzień. 

SIGNAGI - Maia - tel. 895979926, ul. Św. Georgij (nie pamietam ile :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz