Rano idziemy w Bordżomi do informacji turystycznej.
Newsy:
1) jednak nie ma wieczorem możliwości bezpośredniego dojazdu do Batumi,
2) przed wejściem na szlak musimy się zarejestrować w biurze Parku Narodowego Bordżomi-Charagauli.
Idziemy do parku, po drodze zwiedzając miasteczko.
Rejestrujemy się, dostajemy mapę parku ze szlakami i dowiadujemy się, że wejście na szlak jest kilka kilometrów dalej. Miła pani z biura Parku dzwoni i za chwilę przyjeżdża po nas taksówka. Jedziemy. Dowozi nas pod szlaban. Chciałyśmy kupić wodę do picia, ale okazuje się, że sklep... był. W przewodniku jest informacja, że można nabrać wody na początku szlaku. Spróbujemy, albo padniemy. Wzdłuż wodociągu dochodzimy do drewnianego domku – źródełko. Nabieramy wody w butelki i ruszamy w drogę. Szlak piękny, coś w stylu naszych Bieszczad. Gdzieś w czasie… na ścieżce, koleżanka nadepnęła na coś, obstawiamy węża, bo biedactwo tylko nam mignęło gdy uciekało w liście. Widoki i przyroda piękne. Wleczemy się szlakiem, gdyż każdy kwiatek i drzewko trzeba sfotografować.
Schodzimy ze szlaku po 8 godz, karteczkę oddajemy strażnikowi parku i idziemy do głównej drogi.
Przechodzimy przez wioskę. Przed domami siedzą gromadnie ludzie, dzieciaki bawią się i wszyscy nam mówią gamardżoba. Odpowiadamy. Jak miło.
Dochodzimy do głównej drogi, Ewa, gdzieś wyczytała, że w Gruzji nie trudno zatrzymać stopa, o ile coś jedzie ;) Na ulicy pusto. Idziemy w kierunku Bordżomi. Coś jedzie. Machamy. Auto się zatrzymuje, wysiada Gruzin, zaczyna z tylnego siedzenia przenosić bagaże do bagażnika. Wsiadamy i rozmawiamy. Człowiek jedzie po pracy do rodziny na daczę, spieszy się bo ma jeszcze daleko i przeprasza nas bardzo, że nie może nas zaprosić na kolację, ale w Tbilisi, gdy będziemy to musimy do niego zadzwonić i spotkać się. Dostajemy wizytówki i serdecznie się żegnamy.
Jesteśmy w Bordżomi, czas na kolację. Spacerujemy parkiem, ciepło, jest jakiś festyn. Nocą wracamy na nocleg, pakujemy się, przecież jutro dalej. Wieczorem rozmawiamy o wszystkim, o Polsce, o polityce, o Gruzji, o różnicach. Wypijamy wspólnie piwo i powoli idziemy spać.
Najbardziej ubawiło nas pytanie Gruzina, dlaczego w czasie kąpieli zakręcamy wodę - proste oszczędzamy. A tu się wody nie oszczędza i do tego wyszło, że za każdym razem gdy zakręcałyśmy wodę, piecyk gazowy wyłączał się, a gdy odkręcałyśmy żona Gruzina na nowo go odpalała. Miała dodatkowe zajęcie, bo my takie oszczędne jesteśmy :) Jak już sobie wyjaśniliśmy to było dużo śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz