Na spotkaniu rodzina - znajomi, wspominaliśmy rejs sprzed 4 lat. Och było fajnie, och, trzeba powtórzyć, och.
Poszperałam
w internecie (GL i FB), znalazłam dwóch ludzi, którzy prowadzą rejsy.
Dostałam od nich oferty (porównywalne) i wybrałam tego, którego zna więcej moich znajomych. Kilka wykonanych telefonów i znaleźliśmy kapitana, który z nami popłynie łódką, którą dla nas wyczarterował i będzie nas uczył, pilotował i wszystko bezpiecznie. My musimy tylko dojechać do Trogiru, gdzie kapitan już jest bo skończył rejs z innymi załogantami.
Tak wygląda nasza trasa:
sobota: zaokrętowanie po 14:00
niedziela: Trogir - Milna - Stari Grad
poniedziałek: Stari Grad - Vela Luka
wtorek: Vela Luka - Porto Roso
środa: Porto Roso - Korcula
czwartek: KOrcula - Makarska
piątek: Makarska - Omis - Split - Trogir
sobota: do 12 wyokrętowanie
Zapłaciliśmy za łódkę. Łódka przed sezonem 1800 EUR, Płyniemy w 9 sztuk + kapitan Adam.
Teraz
tylko dojechać do Chorwacji. Zdecydowałyśmy, że we trzy pojedziemy
autem. Druga grupa jedzie autem z Krakowa, a trzecia z Norymbergi. W piątek rano wyjeżdżamy i około południa jesteśmy na granicy. Tankowanie. Kupuje
winiety. Miałam kupować w Czechach i w Austrii, ale...tu mogę zapłacić
kartą a później uniknę szukania miejsca gdzie winiety można kupić :)
czyli lenistwo i wygodnictwo. Naklejamy na szybę tak jak należy i
jedziemy.
Czechy. Jesteśmy w Mikulovie, kolejne tankowanie i lody w Lidlu, obok stacji benzynowej. Krótka przerwa i pędzimy dalej. Tak jak mapa google mówiła, tak szybko jedziemy.
Loipersdorf w Austrii. Krótka przerwa, bo kolejne tankowanie LPG. Przy okazji malenki posiłek,
przecież bagażnik pełen jedzenia. Gdy zajadamy, dzwoni do nas braciak,
jest około 200 km od granicy z Chorwacja, my jesteśmy 190 km. Czyli
spotykamy się, nie tak jak wczesniej się umawialiśmy na kempingu w
Chorwacji, tylko przed granicą ze Słowenią, w Mureck. Jedziemy.
Mureck. Tu jest wjazd do Słowenii, tak aby uniknąć kupowania winiety Słoweńskiej. Trochę droga. Za 7 dni, 15 EUR. Spotykamy się w Mureck. Zabieramy do naszego auta bratanka. Włączamy nawigację i jedziemy na Lenart i Ptuj, a potem już do granicy chorwackiej. Trochę było zamieszania w Ptuj, aby jechać dalej, ale wystarczy dobrze znaki czytać i jest OK. (Gdy w Ptuj jest się na rodzie trzeba kierować się na autostradę. Po objeździe wjazd na autostradę jest w miejscu gdzie owa słoweńska autostrada w stronę CRO się kończy.
Granica chorwacka. Dłuuuuuuuuuuuugi korek do wjazdu do Chorwacji i to samo po
drugiej stronie. Korek na wjazd na autostradę. Ale jakoś docieramy do
bramek. Pomaga nam w tym wymyślony bezzębny Drakula, który rozśmiesza i
podróż... nie podróż tylko stanie w korku robi się znośniejsze.
Jedziemy
do Tuheljske Toplice na camping. Robi się ciemno a nawigacja prowadzi
jak chce :) Jesteś u celu! A gdzie cel? Znaleźliśmy jakiś plac, chyba
camping. Rozbijamy się. Rano okazało się, ze nocowaliśmy obok tutejszych
basenów termalnych. Rano śniadanie, kontakt z resztą grupy. Łódka czeka i reszta też. Zaczynamy pływanie o 12. Oj, my będziemy około 14. Szybko, szybko. Jedziemy.
Jejku, cudownie. Jesteśmy znów w Trogirze. Czuć lato, ciepło, wakacje!
znajdujemy naszą załogę i łódkę. Poznajemy kapitana i kumpli kumpla.
Trzeba
się przepakować i zrobić zakupy wody i innych takich. Jest małe
nieporozumienie związane z kojami, ale wypite piwo i kilka rozmów wyjaśnia sprawę. Dzisiaj nie wypłyniemy, bo załoga trochę za bardzo się
integrowała. Wieczorem idziemy na stare miasto na lody. Mniam.
Rano śniadanko i trzeba wypływać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz