piątek, 23 lipca 2010

Tbilisi; powoli zaczyna się nasz powrót do domu

Tbilisi. Na dworcu kolejowym Didube zostawiamy w przechowalni bagaże, a my marszrutką jedziemy do Mcchety. Jest wczesna pora, na ulicach mało ludzi, a my przemykamy uliczkami w poszukiwaniu Sweti Cchoweli (gruz. სვეტიცხოვლის საკათედრო ტაძარი, "Katedra życiodajnej kolumny". Przepiękna surowa Katedra z freskami.
Podoba mi się legenda:
Według tej legendy Żyd z Mcchety wyruszył do Jerozolimy, by bronić Chrystusa przed sądem Piłata, lecz zdążył dopiero w chwili Ukrzyżowania. Od rzymskiego żołnierza odkupił szatę Chrystusa i zabrał ją ze sobą do Gruzji. W Mcchecie oddał szatę swojej siostrze Sydonii, która otuliwszy się nią zmarła i została w niej pochowana. Na jej grobie wyrósł wielki cedr.
Święta Nino poleciła, aby ściąć cedr i na jego miejscu zbudować kościół, lecz cedr nie dał się ściąć. Dopiero gdy święta Nino modlitwą przywołała anioła, drzewo uniosło się i budowa została ukończona. Z pnia cedru powstała kolumna, dająca życiodajny sok.”





czwartek, 22 lipca 2010

Kąpiel na granicy gruzińsko tureckiej :)

Batumi – Gonio – Sarpi 

Dzisiaj zrobiło się bardzo słonecznie. Rozdzielamy się. Jedna grupa znów plaża, druga zwiedzanie. Jedziemy do Gonio, zwiedzanie twierdzy. Nie zostało z niej wiele. 
"Legenda głosi, że na terenie fortecy znajduje się grób świętego Macieja, jednego z dwunastu apostołów. Rząd gruziński zabrania jednak prowadzenia wykopalisk w pobliżu cmentarza. Archeologiczne prace przeprowadzone w pobliżu fundamentów fortecy, dotyczą głównie czasów rzymskich".


środa, 21 lipca 2010

Batumi - Ogród Botaniczny a gdzie herbaciane pola?

Rano wypijamy kawkę, przygotowana przez naszą gospodynię, teraz plan na dzisiaj. Ja z Ewą jedziemy do ogrodu botanicznego i na herbaciane pola, Iv z Bogusią idą na zakupy ziół i innych takich oraz na plaże. Później się spotykamy i razem zwiedzamy Batumi. 

Do ogrodu jedziemy marszrutą. Ogród jest oddalony od miasta i trzeba do niego dojechać. 
Bilet 6 LARI. Gdy jesteśmy w połowie zwiedzania ogrodu dzwonią dziewczyny, oj! A tu tyle do oglądania. Umawiamy się na później i teraz szybciej pomykamy alejkami :) Ogród nadal robi wrażenie chociaż miejscami jest trochę zaniedbany. 
Szukamy herbacianych pól, ale nie ma. Dowiedziałyśmy się, że uprawa herbaty jest nieopłacalna.



wtorek, 20 lipca 2010

Batumi, ech Batumi :)

Rano nasz gospodarz odwozi nas na przystanek, kupujemy bilet i jedziemy. Po kilkugodzinnej podróży jesteśmy w Batumi. 

W Batumi, na przystanku marszrutki, wpadamy w ręce taksówkarza, który wiezie nas na nocleg. Noclegownia jest OK., (15GEL) na pytanie czy jest woda, słyszymy, że jest..., jak jest. Okazało się, że całe Batumi jest rozkopane i wodociągi mają przerwy w dostawie wody czyli wody niet. Dostajemy do umycia jakieś krople z baniaka na dachu :)
Wyczytałyśmy, że w Gruzji trudno jest kupić bilety na pociąg. Idziemy do biura turystycznego dopytać. Dostajemy mapę i info, że nie tylko na dworcu w Batumi (a jest on baaaardzo oddalony od miasta) możemy kupić bilety. Są one dostępne w biurze turystycznym. Pędzimy do biura, kupujemy co tam jeszcze zostało na pociąg do Tbilisi czyli najtańsze w nocnym pociagu:)  

Teraz, zadowolone idziemy na plaże, kąpiel. Plaża jest BARDZO kamienista, do wody też ciężko się wchodzi. Wysoka fala i kamieniste zejście – walka przegrana, leżysz w wodzie a później trudno wyjść. Buty do łażenia po kamieniach w wodzie by się przydały, nie mamy. Woda cieplutka, jest cudowanie. 

 



poniedziałek, 19 lipca 2010

Bordżomi – szlakiem w górki - Bieszczady?

Rano idziemy w Bordżomi do informacji turystycznej. 
Newsy:
1) jednak nie ma wieczorem możliwości bezpośredniego dojazdu do Batumi, 
2) przed wejściem na szlak musimy się zarejestrować w biurze Parku Narodowego Bordżomi-Charagauli. 

Idziemy do parku, po drodze zwiedzając miasteczko. 
Rejestrujemy się, dostajemy mapę parku ze szlakami i dowiadujemy się, że wejście na szlak jest kilka kilometrów dalej. Miła pani z biura Parku dzwoni i za chwilę przyjeżdża po nas taksówka. Jedziemy. Dowozi nas pod szlaban. Chciałyśmy kupić wodę do picia, ale okazuje się, że sklep... był. W przewodniku jest informacja, że można nabrać wody na początku szlaku. Spróbujemy, albo padniemy. Wzdłuż wodociągu dochodzimy do drewnianego domku – źródełko. Nabieramy wody w butelki i ruszamy w drogę. Szlak piękny, coś w stylu naszych Bieszczad. Gdzieś w czasie… na ścieżce, koleżanka nadepnęła na coś, obstawiamy węża, bo biedactwo tylko nam mignęło gdy uciekało w liście. Widoki i przyroda piękne. Wleczemy się szlakiem, gdyż każdy kwiatek i drzewko trzeba sfotografować. 



niedziela, 18 lipca 2010

Gori, Uplisciche, Wardzia, Bordżomi

Gori – Uplisciche – Wardzia – Bordżomi

Rano czeka na nas kawa i marszrutka przed domem (załatwiona przez gospodynię). Jesteśmy trochę spóźnione, ale cierpliwie wszyscy pasażerowie na nas czekają. Po kilku godzinach podroży jesteśmy w Tbilisi. Kierowca busa wypakował nasze plecaki a my dzwonimy do "naszego" taksówkarza, za chwilę przyjedzie. Czekamy. W międzyczasie idziemy do toalety, Ewa doładowuje kartę w telefonie. Tadam, jest nasz taksówkarz. Pakujemy się i opowiadamy co zobaczyłyśmy w Telawi. Jedziemy z nim do Gori. Zwiedzamy muzeum Stalina - duże muzeum, drewniany dom rodzinny Stalina obudowany domem, nowe miejsce na pomnik, który został usunięty z głównego placu 2 tygodnie przed naszym przyjazdem  i wagon Stalina. „Nasz” taksówkarz kupuje nam ciepły chleb, a inny taksówkarz, spotkany na parkingu, gdy dowiedział się, że jesteśmy z Polski, dzieli się z nami serem. Mamy śniadanie. To takie niezwykłe i tak bardzo miłe.

sobota, 17 lipca 2010

Alawerdi, Ikalto, Szuamta, Tsinandali

Taksówka – Alawerdi – Ikalto - Szuamta - Cinandali

Rano czeka na nas śniadanie. Pizza gruzińska – makaron zapieczony ze świeżymi warzywami na wierzchu i czacza, na rozpoczęcie dnia. Gospodyni spytała o plany. Marszrutką do Alawerdi itd. Usłyszałyśmy, że sąsiad ma samochód i bardzo chętnie, niedrogo, nas zawiezie. Ustaliłyśmy cenę, niewysoką i pojechaliśmy.

Alawerdi Olbrzymia katedra, z murem i ruinami pałaców naokoło, stoi pośród pól. Kobiety mogą wejść tylko w spódnicach (otrzymujemy je w bramie) i wewnątrz nie można robić zdjęć. W środku były prowadzone prace remontowe, na ścianach widać resztki fresków a reszta to gołe, jasne ściany. Jej wielkość i surowy klimat wewnątrz sprawiły, że wyszłyśmy zachwycone.




piątek, 16 lipca 2010

Kachetia

Rano czeka na nas śniadanie i informacja, ze w marszrutce mamy już zarezerwowane miejsca (5 GEL/os). 

W marszrutce poznajemy Gruzina, który ma zamiar jechać do Tuszeti, zastanawiamy się czy nie dołączyć się do niego, bo do Omalo to tylko autem terenowym, a w kilka osób to taniej. 

Na dworcu w Telawi spotykamy Kanadyjczyka(?), który odradza nam dołączenie się do Gruzina, i oferuje, że nas zaprowadzi na tani nocleg (10 GEL). Zastanawiamy się co robić. Omalo to wyprawa na dwa dni, nie mamy tyle czasu. Ach, szkoda. Decyzja podjęta zostajemy i zwiedzamy okolice Telawi. 

Żegnamy się z Gruzinem i idziemy za „szalonym” Kanadyjczykiem, który coraz mniej zaczyna nam się podobać. Nie lubimy gdy ktoś nam coś wciska. Gdy byłyśmy blisko „jego” noclegu, zaczepia nas młoda dziewczyna i pyta czy szukamy noclegu. Tak. Rozdzielamy się. Dwie z nas idą z Kanadyjczykiem a dwie z dziewczyną. Nocleg Kanadyjczyka to mały przechodni pokoik a dla nas jest całe piętro :) dzwonimy do dziewczyn. Przychodzi z nimi Kanadyjczyk i bardzo chce to wszystko obejrzeć. Właścicielki nie są zachwycone, my też. Bardzo trudno było go spławić. Mamy dwa pokoje z podwójnymi łóżkami. Nocleg 20 GEL z jednym posiłkiem. Dostajemy kawę, dajemy dzieciom cukierki i podziwiamy piękny ogródek. Czekamy na obiad. Obiad pyszny i obfity a do tego domowe wino.

Co robimy? Po obiedzie jedziemy do Gremi – stolica Kachetii XV- XVIIw . Idziemy na plac z marszrutkami, ale która jedzie do Gremi? Czytać to my nie umiemy, jedynie literujemy :). Mili panowie kierowcy pokierowali nas do właściwej. Siadamy i czekamy, do odjazdu mamy ok. 15 min. Mija 15 min, a my nie jedziemy? Okazało się, że ktoś zajął miejsce w busiku, zostawił zakupy i poszedł w miasto. Kierowca zostawił zakupy u innego i odjeżdżamy (1,5 GEL) po 30 min i jesteśmy w Gremi - na wzgórzu cerkiew świętych Archaniołów, dzwonnica i zamkowa wieża. 




czwartek, 15 lipca 2010

Signagi miasto Micheila Saakaszwili


Signagi – Bodbe

Rano czeka na nas śniadanie. Po rozmowie z Maja idziemy zwiedzać. Daleko nie odeszłyśmy, gdy znów zaczęło padać. Przeczekujemy deszcz pod balkonem opuszczonego domu, a gdy deszcz ustaje wracamy do domu po kurtki.


środa, 14 lipca 2010

Dawid Garedża i przygoda w stepie

Rano oddajemy klucze i z plecakami na plecach schodzimy do autobusu (bilet 0,40 GEL). Przesiadka w metro i jesteśmy na stacji Didube. Teraz tylko poszukać marszrutki. Zaczepia nas sympatyczna Gruzinka pytając czy szukamy noclegu. Nie, szukamy marszrutki. Podchodzi do nas taksówkarz i oferuje, że zawiezie nas do Dawid Garedża, poczeka na nas i zawiezie do Signagi za 120 GEL czyli po 30 GEL. Bez przesiadek, bez noszenia bagaży, czyli OK, pakujemy plecaki do bagażnika i jedziemy. Oj, nie było blisko. 

Jedziemy przez step, krajobrazy niesamowite. Dawid Garedża – kompleks monastyrów. Przed monastyrem spotykamy Polaków, krótka rozmowa, wymiana informacji. Wchodzimy. Mnichów nie widać, „oprowadza” nas chłopaczek, który mówi tylko po gruzińsku, czyli otwiera nam drzwi i ucisza, żebyśmy głośno nie rozmawiały. Kilka zdjęć i po 20 min. wychodzimy. Gdzieś przeczytałyśmy, ze zwiedzanie trwa 2 godziny, taksówkarz też miał na nas czekać 2 godziny. Obok sklepu z pamiątkami widzę ścieżkę w górę. Dziewczyny idą na kawę do naszego taksówkarza a ja idę pod górę. Wchodzę powyżej monastyru, roztacza się piękny widok na okoliczne wzgórza. Dzwonie do dziewczyn i czekam na nie. Powyżej monastyru, w skale widzimy jaskinię, do której, z drugiej strony góry, schodzą ludzie. Nie idziemy ścieżką w górę tylko schodzimy i ścieżką wzdłuż muru monastyru idziemy do jaskini. Teraz wiem, że to jest źródło Łzy Dawida – „w skale wykuto kanały i zbiorniki służące do gromadzenia wody. "Łzy Dawida" - jedyne źródło, dzięki któremu pierwsi pustelnicy gasili pragnienie, stało się relikwią”. 


wtorek, 13 lipca 2010

Tsminda Sameba

Gruzińska Droga Wojenna. 
Rano przyjeżdża po nas marszrutka. Miałyśmy jechać we 4, a okazuje się, ze jadą z nami Nador i jego dwaj koledzy oraz kolega kierowcy. Wyruszamy. 

Po kilku kilometrach po prawej stronie widzimy przepiękne turkusowe jezioro. Jest to sztuczne jezioro Żinwalskie. Za chwilę pojawia się twierdza Ananuri XVIIw. Zwiedzamy oglądamy i robimy zdjęcia. I tu niespodzianka, gdy focimy z fleszem w ciemnym pomieszczeniu, na zdjęciach pojawiają się przepiękne freski. W bramie twierdzy spotykamy 5 Czechów. Zabieramy ich ze sobą do Kazbegi. Opowiadają o miejscach gdzie już byli – Tuszetia, mają przepiękne zdjęcia. 



poniedziałek, 12 lipca 2010

Tbilisi

jestem, jestem, jestem w Tbilisi.
link do mapy zaznaczone wszystkie miejsca, które odwiedziłyśmy

Rankiem przed godz 5 jesteśmy w Tbilisi. Z sms-ów wiemy, że Bogusia już na nas czeka i czeka Nodar. Przy wyjściu z lotniska zaczepiają nas taksówkarze. Grzecznie dziękujemy. Podchodzi chłopak, tez dziękujemy, a to… Nodar. Gruzin przyjechał po nas ze swoimi 2 kolegami. 4 plecaki pakujemy do bagażnika, z tyłu siada 5 osób z przodu pozostałe 2 i jedziemy do kolegi Nodara mieszkania. 7 osób, a policja? Eeee :) 


 

niedziela, 11 lipca 2010

Ryga - przesiadka w locie do Gruzji


Wróciłyśmy znad Bajkału i już były pytania dokąd następnym razem? Chiny? Mongolia? Gruzja? Kreta? albo mniej ekstremalnie - gdzieś leżymy na plaży? Plaża odpada, zanudzimy się.
Padło na Gruzję.

Tym razem samolotem, będziemy miały więcej czasu na miejscu (po Bajkale czujemy niedosyt, zbyt duzo czasu spedzilismy w pociagu i zabrakło czasu na zwiedzanie).

Jest kilku przewoźników latających do Tbilisi. Nas wiezie AirBaltica, przesiadka w Rydze - moze chociaż stare miasto zobaczymy
Bilety kupione, po doliczeniu wszystkich opłat, nie najtaniej wyszło, ale mamy świstek za 1.600PLN

Ach, noclegi - załatwia Hospitality Club :) - edit. jeden nocleg był przez HC, resztę załatwiałyśmy po przybyciu na miejsce.


Teraz pozostało czytać przewodniki i opisy: polecam, nie polecam oraz zaplanować podróż.

Przypomniałam sobie: warto nauczyć się rozróżniać gruzińskie litery, ułatwia to szukanie nazw miejscowości :)))

Lecimy. O 16:15 jesteśmy w Rydze. Bagaże na tranzycie, wiec możemy iść do miasta. Miła pani w informacji powiedziała, że do miasta jedzie autobus 22, bilety są u kierowcy po 0,70 LVL i dała nam plan Rygi, dokładnie Starego Miasta. Wysiadamy nad rzeką i…nie możemy sobie przypomnieć jak się ona nazywa. Dźwina. 

Mamy plan miasta i idziemy zwiedzać, ach wcześniej kupujemy wodę w kiosku. W Rydze byłyśmy w zeszłym roku – na przystanku autobusowym, podczas przesiadki z Moskwy do Warszawy – i obiecałyśmy wrócić i ... oto jesteśmy :)
Stare miasto jest ładnie odnowione. W ręku przewodnik i chodzimy uliczkami od jednego zabytku do drugiego. Pogoda piękna, miasto też. Zjadamy obiad w jakiejś restauracyjce na starym mieście. Jeszcze tylko pomacać ” 4 muzykantów”, kupić wodę i wracamy na lotnisko…i w drogę tj w powietrze.


poniedziałek, 8 lutego 2010

Festiwal Mangalica i inne atrakcje

niedziela - IV dzień w Budapeszcie

Dzisiaj w planie Cmentarz Kerepeszi, w śniegu wyglądał przepięknie, Potem pizza i internet, bo przecież kontakt z praca trzeba mieć. 


niedziela, 7 lutego 2010

Budapeszt wszerz i wdłuż

III dzień 
dziewczyny poszły do biblioteki a my do Obudy

W centrum Obudy znajduje się pomnik Pań z parasolkami i niewiele starych budynków pozostałości po starej Obudzie. Mostem Arpada dochodzimy do Wyspy Małgorzaty. Spacerujemy i mijamy: Grająca studnia, kościół św. Michała, Aleja artystów (m.in Jozsef Attila), mini zoo, ups to ruiny Kościoła i Klasztoru Dominikanek, teraz mini zoo, ogromne platany, budynek dawnego kasyna, pomnik połączenia Obudy, Budy i Pesztu. Mostem Małgorzaty dochodzimy do Pesztu. 
Z dziewczynami umówiłysmy się po południu na Plac Bohaterów. Zmiana planów, spotykamy się w naleśnikarni, najpierw zjemy naleśniki, a później pojedziemy na Plac Bohaterów a stąd pójdziemy do lasku miejskiego, do zamku Vajdahunyad. Teraz  jest tu Mangalica Festival z pysznym kołaczem z cynamonem, z grzanym białym winem, z czerwonym też, są świnki z kręconym włosem i mięso z grila do jedzenia - ale o tym tu - klik



piątek, 5 lutego 2010

Budapeszt - piekny nocą i dniem


Jeszcze siedziałam w Norymberdze a już otrzymałam SMS, że jak chcę to dziewczyny mogą mnie zabrać do Budapesztu. Oczywiście, że chcę! Jedziemy w 6 szt. Pięcioro ma już bilety IC. Popędziłam na dworzec, w informacji Intercity kupiłam promocyjne bilety. 29 EUR - bilet podstawowy, to mój. Są jeszcze po 39 kuszetce, 49 itd. itd.
Koszty:
bilet na PKP - 29 EUR, 
hotel robotniczy obok hotelu Ventura - 6250 forintów za 5 nocy w pokoju 4 osobowym
bilet komunikacja miejska na tydzień 4600 forintow

Czwartek 
Około 9-tej jesteśmy w Budapeszcie. Kupujemy bilety na komunikację miejską BKV – 4600 forintów za tydzień. Wsiadamy w metro i jedziemy do hotelu. To taki duży hotel robotniczy - „munkavallaloi hotel” tuz obok hotelu Ventura na Fehervari ut 179. Płacimy za 2 dni 10.000 forintów czyli po 1250 na głowę. Szybkie rozpakowanie i idziemy na obiad. Dziewczyny zabierają nas do polecanego miejsca. Tania jadłodajnia na Górze Gellerta, czynna tylko w porze obiadowej. Po obiedzie spacer po Górze Gellerta. Cytadela. Pomnik Wolności. Śniegu po kolana. Trochę się ślizgamy. Trafiamy na pod pomnik Budy i Pestu oraz do Mędrców. Schodzimy na dół i jesteśmy pod pomnikiem biskupa Gellerta. Przechodzimy przez ulicę i jesteśmy pod pomnikiem Elżbietki czyli Sisi i pod mostem jej imienia. Wzdłuż Dunaju idziemy na zamek. Wychodzi słońce. Klucząc uliczkami wchodzimy pod pomnik ustawiony przy wejściu do Galerii Narodowej konny posąg Eugeniusza Sabaudzkiego.